poniedziałek, 30 stycznia 2012

Stop ACTA? Korporacyjna Wiosna Ludów (tekst skrócony)

Artykuł został opublikowany na blogu naukowym Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie SGH PraktycznaTeoria.pl w dniu 30 stycznia 2012 r. Tekst stanowi fragment artykułu, opublikowanego w miesięczniku Szkoły Głównej Handlowej, o tytule: Stop ACTA? Korporacyjna Wiosna Ludów - "Gazeta SGH", numer 2/2012, s. 34 - 38.

Wszystkie wielkie zmiany społeczno-ekonomiczne prowadziły do nowych rodzajów przemysłów oraz nowych sposobów organizacji i zarządzania. Także obecna rewolucja technologiczna potwierdza tę prawidłowość. Nowe
technologie komunikacyjne, w szczególności Internet, oraz proces globalizacji spowodowały śmierć odległości, spadek znaczenia rozmiarów działalności, uwolnienie się od fatum lokalizacji.
Nastąpiło to m.in. wskutek wysypu technologii służących do tworzenia i rozpowszechniania treści. Nowe technologie umożliwiły przekształcenie treści w formę cyfrową, która mogła zostać odtworzona, przekształcana i dystrybuowana niskim kosztem. Powyższa wyliczanka zmian obrazuje podejście fotograficzne w odbiorze rzeczywistości. „Zdjęcie współczesne” zupełnie nie pasuje do „zdjęcia z przeszłości”. Sprawia wrażenie zupełnie odmiennego świata, który cechować się powinien nowymi regułami, „nową ekonomią”. Twórczość i ochrona interesów twórców w tym nowym święcie nie bardzo pasuje do jej starego modelu.

I. Gdy sługa staje się panem, czyli o roli twórcy, odbiorcy i pośredniku

Mark Blaug, jeden z najwybitniejszych współczesnych metodologów i historyków ekonomii, twierdzi, ze „nie można naprawdę zrozumieć ekonomii współczesnej, nie traktując jej jako nagromadzenia idei z przeszłości, jako kolejnej cegiełki do gmachu budowanego przez pokolenia w ciągu stuleci […] Ekonomia jest uzależniona od swojej przeszłości; najlepiej można się jej nauczyć na podstawie jej historii” . Analiza historyczna roli twórcy, odbiorcy i pośrednika jest więc dobrym narzędziem do zrozumienia logiki mechanizmu powodującego odmienne obrazy – rewolucyjne, a nie ewolucyjne. Posiłkując się analizą zaczerpniętą z historii gospodarczej, można wyróżnić trzy przełomowe okresy: 
  1. Okres gospodarki przedindustrialnej („rzemieślnicza produkcja” twórczości, twórca również przejmował na siebie role pośrednika swojej twórczości), 

  2. Gospodarka industrialna (narodziny prawa własności intelektualnej oraz korporacji, które pośredniczyły w „produkcji” twórczości), 

  3. Gospodarka postindustrialna (remiks kulturowy – oprócz istniejącego systemu pojawia się gospodarka „dzielenia się”, w której korporację tracą swą władzę na rzecz twórców i odbiorców; zaciera się podział między twórcą, odbiorca i pośrednikiem – era prosumenta). 
Jedną z istotnych właściwości koncepcji przedsiębiorstwa ery przemysłowej była agregacja działań i środków w obrębie jednego przedsiębiorstwa, które były wcześniej rozproszone w wielu niezależnych biznesach. W tym czasie biznesy wyprowadziły się z warsztatów i biur przydomowych do nowych fabryk, biurowców, które bazowały na efekcie skali i dostępie do nowoczesnych, kosztownych technologii wytwarzania oraz szczegółowym podziale pracy. Łamiąc nałóg odziedziczonej tradycji z produkcji rzemieślniczej, nowe przedsiębiorstwo bazowało na centralizacji, specjalizacji, standaryzacji, mechanizacji i organizacji.

Mimo rewolucyjnej zmiany w obu okresach można zauważyć część wspólną. Posługując się językiem informatycznym, kulturę w tym czasie moglibyśmy nazwać kultura „RO” – Read-Only[1]. Była ona jak stacje CD, które pozwalają kopiować pliki z płyty na komputer, ale nie można dokonać zmiany w plikach na płycie, np. poprzez to że płyta CD nie daje możliwości wielokrotnego zapisu lub też w związku z brakiem możliwości technicznych stacji CD – nie można nagrać na niej danych. W obu okresach odbiorca (konsument) był traktowany jako „zimne” zakończenie procesu. Mógł on tylko odczytywać treść - np. słuchać muzykę – bez możliwości tworzenia w wyniku przerabiania.

Obecnie historia zatoczyła koło i wróciła do przeszłości, tj. do kapitalizmu przedprzemysłowego, obejmującego mikrobiznesy i dezagregacje wartości. Zwrot ten nie stworzył regresu, ale rewolucyjny postęp. Mimo powyższego rozczłonkowania, ponownie przyczyną jakościowej zmiany stała się nowa wartość agregacji. Dzięki sieci, fragmentaryzacja mogła przynieść korzyści skali przy jednoczesnym zachowaniu indywidualności. Wcześniejszą agregację, która połączyła warsztaty w jednym miejscu i stworzyła wartość poprzez optymalizację (zminimalizowanie dublowania działań, korzyści skali), zastąpiła agregacja łącząca przedsiębiorstwa (powstałe w wyniku wcześniejszej agregacji) zlokalizowane w różnych miejscach. Przy czym, centralizacja własności zastąpiła centralizacja umiejętności.

Kluczowe elementy zmiany wartości agregacji w przedsiębiorstwach można odnaleźć w ewolucji sieci telekomunikacyjnych. Oryginalne cechy awangardy zorganizowania biznesu w sieci skupiającej mikrobiznesy są również wyróżnikami Internetu. Natomiast sieć z epoki industrialnej – agregacja wcześniej rozproszonych działań i środków w jednej fabryce przypomina sieć analogową. Tego typu zorganizowanie było jednorodne i hierarchiczne. Centrale telefoniczne były jak duże korporacje umiejscowione w jednym miejscu i pełniły strategiczną funkcję w komunikacji. To właśnie dlatego jedno z pierwszych niemieckich bombardowań Paryża było wymierzone w międzynarodową centralę telefoniczną w Saint-Amaind[2]. W odróżnieniu od hierarchicznych sieci telefonicznych wykorzystujących komutację łączy, sieć stworzona przez Internet jest płaska, całkowicie rozproszona i zdecentralizowana. Każdy element sieci internetowej jest zdolny do funkcjonowania niezależnie od pozostałych. Kolejną charakterystyczną cechą agregacji „industrialnej” był efekt skali. W przedsiębiorstwach chodziło o to, aby kosztowne maszyny mogły amortyzować się poprzez intensywne je wykorzystywanie bez okresów przestoju. Co ciekawe, ta sama logika działania była obecna w pierwszym etapie ewolucji sieci telekomunikacyjnych. Cechą „pierwszego życia” sieci był monopol naturalny dostawców infrastruktury, który wynikał z rozmiaru niezbędnych początkowych inwestycji sieciowych i efektu korzyści skali. Wykluczało to małe przedsiębiorstwa, gdyż tylko duży gracz mógł konkurować w takich warunkach.

Przechodząc do współczesnych czasów, pojawia się pytanie czy proces wyjaśniony powyżej również jest obecny na gruncie kultury w gospodarki cyfrowej Na pierwszy rzut oka można uznać, że jest to powrót do ery gospodarki przedindustrialnej, gdyż na nowo zauważamy wysyp „rzemieślniczej produkcji” – np. występującej w serwis YouTube. „Rzemieślnicza produkcja” następuje z pominięciem wcześniej dominującej struktury – z pominięciem korporacji (np. dużych wytwórni filmowych), które podobnie jak wcześniej dostawy infrastruktury telekomunikacyjnych, sprawowali monopol. Mamy jednak do czynienia z pozornością cofnięcia się kulturowego do etapu poprzedzającego. W wyniku technologii telekomunikacyjnych można uzyskać to, co do niedawna mogły robić jedynie korporację – efekt mnożnikowy i skalę działania. Kulturę tą można nazwać „RW” (Read/Write). Można ją „zapisywać” i „odczytywać”. Dzięki technologii telekomunikacyjnym – a przede wszystkim dzięki Internetowi – ludzie dodatkowo mogą uzupełniać odbieraną kulturę, tworząc ją i przekształcając. Co istotne, przetwarzanie odbywa się przy użyciu takich samych narzędzi z których korzystają zawodowcy[3].

Koegzystencja starych modeli biznesowych, opartych o sieć pierwszej generacji z siecią drugiej generacji, wyjaśnia zdanie wypowiedziane latem 2006 roku przez Billa Baileya z Walt Disney Company: „Wcześniej wciąż powracała dyskusja, co jest górą – treść czy jej dystrybucja. Teraz górą jest konsument” W świecie gospodarki cyfrowej nie ma już znaczenie kontrolowanie terminali, na których operatorzy sieci utracili monopol. Korporacje tracą władzę, gdyż wcześniej właśnie ta funkcja „kontrolowania terminali” twórczości przysparzała im pozycje dominującą. Prawo własności intelektualnej było więc ukierunkowane ochronie twórcy – czyli ochronie systemu tworzenia. W wyniku zmiany systemowej stare prawo intelektualne staje się ochroną władzy i interesów korporacji. Sprzyja więc monopolowi korporacyjnemu i przeszkadza innowacyjności „drobnych rzemieślników”. W erze postindustrialnej władza z powrotem przechodzi do twórców i co jest nowością również do odbiorców, zmieniając relacje miedzy twórcą-pośrednikiem i odbiorcą. Odbiorcy w wyniku interakcji, którą umożliwia system Web 2.0 mogą współtworzyć, oceniać i dystrybuować treść. Mogą więc być odbiorcą, pośrednikiem oraz twórcą jednocześnie. Nie dziwi więc fakt, że korporacje czują się tą systemową zmianą zaniepokojone. Dziwne jest jednak to, ze zamiast wzmacniać konkurencje w obszarze innowacyjności i kreatywności, rozpoczęły się działania, które poprzez ustawę mają pozwolić utrzymać dotychczasowe status quo betonując system korporacyjny.

Podobnie jak czytelnicy korzystając z dobrodziejstw Internetu, mogą tworzyć własną „gazetę” dobierając i zestawiając informacje z wielu źródeł, tak również odbiorca, w wyniku rozwoju gospodarki opartej na usługach, może dzięki współpracy twórców i odbiorców, tworzyć treść cechujące się dużym udziałem czynności już wykonanych przez innych oraz bazującą na treści innych twórców. Powyższa umiejętność zmienia twórczość z etapu rzemieślniczego na wyższy poziom – sztuki twórczej. Obecnie „inżynierowie” twórczości ustępują miejsca artystom twórczości. Różnica tkwi w umiejętnościach konstruowania własnych oryginalnych wizji oraz ich realizacji, poprzez tworzenie z użyciem zasobów zewnętrznych. Źródłem zmiany jakościowej wynika z tego, iż wysoką wartość nie kryje się w lepszych aktywach fizycznych, czy kluczowych kompetencjach, lecz umiejętność uzyskiwania do nich dostępu

II. Interesariusze wojny copyrightowej

Większość (ok. 80 proc.) ofiar procesów o czary stanowiły kobiety mądre, niezależne, żyjące samotnie, nie mające dzieci, często znające się na ziołach i dzielące się życiowym doświadczeniem z innymi. Wymykały się one z patriarchalnej struktury.[4] Patrząc z tej perspektywy na chociażby serwis YouTube i wielkie liczby filmików produkowanych przez internautów, tacy twórcy wydają się renegatami, odmieńcami, którzy wymknęli się jedynej i słusznej religii – ustroju opartego o mechanizm korporacyjny, który jest ostoją ładu społecznego i gospodarczego (dający pracę milionom ludzi i znaczący udział w PKB). Tymczasem rzeczywistość gospodarcza pokazuje, że odmieńcami są współcześnie korporacje działające na zasadach z poprzedniej epoki – epoki industrialnej. Mimo to korzystają one z nabytych przez lata powiązań i kapitału, by ukarać „zdrajców” i zapewnić sobie możliwości dalszego bogacenia się w ramach modelu industrialnego. Twórcy ery gospodarki cyfrowej są dla tego typu korporacji jak czarownice, które powinny być nawrócone najlepiej poprzez tortury i eliminację. To właśnie taką logikę unormowania ochrony własności intelektualnej prezentuje dokument ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) . Broni on stary porządek sprzed ery gospodarki cyfrowej i jego reguły z surowością chce wszczepić do Internetu.

Oskarżenie o czary ponad 400 lat temu pojawiało się m.in. gdy było komuś potrzebne. Nie tylko władzom miasta by wyjaśnić niepokoje społeczne lub zarazę. Także sąsiadom, którzy robili to z zazdrości wynikłej chociażby z mniejszej zaradności, by wyjaśnić niepowodzenia. Jeszcze inni dzięki oskarżeniu o czary mieli możliwość pozbyć się babki, po której dziedziczyli majątek. Właściwie te trzy kategorię podmiotów wpisują się znakomicie w interesariuszy porozumienia ACTA w zakresie ochrony własności intelektualnej w Interencie. Główni interesariusze są korporacje branży rozrywkowej i medialnej, przemysł żyjący z praw autorskich, wielkie firmy fonograficzne, głównie amerykańskie, które chcą zachować finansowe status quo z połowy ubiegłego wieku.

Kto jest zatem po drugiej stronie? W epoce polowania na czarownic zarzuty skierowane były głownie do jednostek słabych, nieposiadających władzy i społecznego wpływu. Czy zatem współcześnie prezentowana jest inna zasada, np. zasada obopólnych korzyści tzw. win-win? Nic bardziej mylnego. Pierwszą ofiarą międzynarodowych porozumień antypirackich został 23-letni student Richard O’Dwyer. Prowadził on stronę internetową TVShack, gdzie społeczność zamieszczała linki do różnych źródeł (m.in. do filmów). Strona nie hostowała żadnych plików, umożliwiała jedynie wymianę linków, tak jak setki milionów innych stron w internecie (np. fora, systemy komentarzy do artykułów). Czym więc wyróżniał się serwis Richarda? Tym, że osiągnął sukces – w ostatnich dniach działalności odnotowywał ok. 300 tys. wejść miesięcznie.[5] Czarownice obwiniano o choroby ludzi i zwierząt, spowodowanie burz i gradu czy odbieranie mleka krowom. Właściwie z wykorzystaniem podobną argumentacji krytykuje się ruch Anonymous niczym „nocnych członków anty-Kościoła, którzy na sabatach czczą szatana i oddają się orgiom”.

Korporacje i pod ich lobbingiem również rządy w imię rzekomo słusznej zasady, restrykcyjnymi przepisami chcą bronić własnych interesów. Zarzuty i zeznania w procesach czarownic nie były prawdziwe. Realna jednak była śmierć oskarżonych. Czy właśnie w taki sposób korporacje chcą pozbyć się konkurencji? Pozycje zmian prawa własności intelektualnej nie idą w kierunku zmian systemowych, ale zaostrzenia i „zabetonowania” istniejących rozwiązań. Słusznie więc zauważa Andrzej Sadowski, że „to co nam się dziś proponuje pod postacią porozumienia ACTA to jest przyznanie korporacjom, pozasądownie, większych praw niż posiada obywatel. I tu nie chodzi o ochronę własności, praw intelektualnych, tylko o nadmierne uprzywilejowanie korporacji”[6].

Wraz z rozwojem gospodarki cyfrowej wkroczyliśmy w epokę wyzwolonych indywidualności, które wykorzystują potencjał nowych technologii. Łamią one dotychczasowe zasady funkcjonowania, gdyż organizacja staje się czymś wtórnym do okazji. Dzięki globalnej gospodarce usług zmniejsza się bariera wejścia dla nowych podmiotów. Długo związani z firma pracownicy mogą otworzyć własny, bardziej dynamiczny biznes, który może stać się dla ich poprzedniego pracodawcy najważniejszym konkurentem. Za pomocą platform społecznościach, a nie struktur korporacyjnych może nastąpić proces organizacyjny. Tymczasem instytucje w epoce gospodarki cyfrowej, niezależnie od tego czy mówimy o instytucjach rządowych czy o korporacjach, najwidoczniej nie zauważają potęgi przemian cywilizacyjnych, w których zwykli ludzie wykorzystując portale społecznościowe obalają dyktaturę w Tunezji, Egipcie i Libanie. Idea korporacyjna, z wieloma szczeblami, monopolem związanym z nierównym dostępem do wiedzy, która daje władzę niewielu i ubezwłasnowolnia całą resztę, staje się przestarzała[7]. Czy zatem warto powracać do monopolu wiedzy poprzez tworzenie w tym celu ustaw

III. Wnioski

W starciu prawa własności rozumianej kategoriami epoki industrialnej z jednej i wolnością przepływu myśli i idei na zasadach gospodarki „dzielenia się” charakterystycznej dla ery postindustrialnej z drugiej strony – tę druga stronę zlekceważono. Podjęte prace nad prawem własności intelektualnej przypominają próbę wprowadzenia stanu wojennego. Czy takie restrykcyjne prawo cementujące stary porządek przyniesie korzyści i ukróci piractwo? Trudno będzie przekonać pokolenie „Y” do religii korporacyjnej opartej o system ochrony prawnej ery industrialnej, bo jak mądrze przypomina św. Augustyn, „człowiek nie może wierzyć, jeśli nie ma ku temu woli”. Dysponując siłą i pieniędzmi można umocnić instytucję, ale nie zbuduje się zaufania do niej. Chrześcijańscy władcy, ulegając perswazjom kleru, wyznaczyli ostry kurs przeciw praktykowaniu magii. Czy również ten sam kurs obiorą kraje sygnatariuszy dokumentu ACTA? I które kraje na tym najbardziej skorzystają? Te pytania z pewnością będą jeszcze wielokrotnie zadawane.

pełny tekst artykułu >> [kliknij]


LITERATURA:
[1] L. Lessig, Remiks. Aby sztuka I biznes rozkwitały w hybrydowej gospodarce, Wydawnictwo Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2009, s. 37.
[2] D. Lombard, Globalna wioska cyfrowa. Drugie życie sieci. Wydawnictwo MTBiznes, Warszawa 2009, s. 80.
[3] Zob.: L. Larsen, Remiks…, s. 37, H. Jenkins, Kultura konwergencji. Zderzenie starych i nowych mediów, Wydawnictwo Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2007, s. 133 – 134.
[4] Z. Radzik, Stos niesprawiedliwości, Tygodnik Powszechny, 22 stycznia 2012 nr 4, s. 3.
[5] „Student pierwszą ofiarą międzynarodowych porozumień antypirackich” – http://tech.wp.pl/kat,1009785,title,Student-pierwsza-ofiara-miedzynarodowych-porozumien-antypirackich,wid,14199686,wiadomosc.html
[6] Sadowski: ACTA łamią polską konstytucję – http://www.fakt.pl/ACTA-lamia-polska-konstytucje,artykuly,144140,1.html z dnia 29 stycznia 2011 r.
[7] D. Kirkpatrick, Potęga społeczności, „Forbes” 10/2011, s. 62.